Jeszcze za czasów studenckich posiadałam ołówek automatyczny, zwyczajny, taki z plastiku. Nawet nie pamiętam czy był jakieś konkretnej marki. Ogólnie swoją funkcjonalnością jako ołówek się spisywał zadowalająco, ale…

No właśnie, ale. Najgorszym mankamentem było to, że gumka robiąca za uchwyt sparciała i w końcu zsunęła się z ołówka. Od tego momentu pisanie tym ołówkiem nie należało do przyjemności. Od pewnego czasu mam styczność z ołówkiem automatycznym firmy Staedtler MarsMicro. W porównaniu z wspomnianym wyżej ołówkiem piekło, a niebo. Ołówek sprawia wrażenie niezniszczalnego – obudowa metalowa, uchwyt gumowy antypoślizgowy solidnie przytwierdzony do obudowy. Możecie go obejrzeć w moim sklepie:  Ołówek automatyczny MarsMicro Ttrzyma go się pewnie, pisze przyjemnie. Jest to ołówek, który spokojnie posłuży lata – wystarczy tylko uzupełniać grafity, które możecie obejrzeć pod tym adresem: Grafity we fiolkach MarsMicro Carbon

Czyli coś w tej niemieckiej ‚solidności’ jest. Sporo jest chłamu, produkowanego ‚made in China’ – potem ten chłam jest wystawiany w całych alejkach współczesnych świątyń handlu, gdzie ludzie bez żadnego namysłu to kupują. Oczywiście, jesteśmy wolni i możemy ze swoimi pieniędzmi zrobić co tylko chcemy, ale czy chcemy je marnować w coś co nam długo nie posłuży? Przysłowie mówi: biednego nie stać na tanie buty – i jak zwykle przysłowie mówi prawdę życiową.

Około pół roku temu zakupiłam urządzenie wielofunkcyjne Epson SX610FW – maszyna pierwsza klasa, kombajn, ale w każdej dziedzinie się sprawuje pierwszorzędnie. Tzn. sprawował się 😦 Tusze Epsona (podobnie zresztą jak innych producentów markowych) są drogie, a do tego mają atramentu tylko kilka (!) mililitrów.

Chciałam zredukować koszta materiałów eksploatacyjnych. W tym celu w pierwszej kolejności zajrzałam do Allegro i bardzo szybko odnalazłam tusze – zamienniki. Cena bardzo okazyjna, tylko ok. 5zł za 1 tusz. Niestety na tych tuszach za dobrze nie wyszłam. O ile w poprzedniej drukarce Epsona D88 takie tusze z Allegro spisywały się bez zarzutu, to w SX610FW tragedia 😦 Dysze zapchane na amen. Kilkadziesiąt (!) tych „tanich” tuszy poszło na czyszczenie głowicy.Zero rezultatów, do tego ciągłe komunikaty urządzenia, że zainstalowano nieoryginalne wkłady i paraliż urządzenia 😦  Ściąganie  super specyfików, które miały udrożnić dysze – po pewnym czasie dysze ożyły, ale kombajn już tak dobrze nie drukował jak zaraz po kupnie. A przecież na gwarancję producenta liczyć nie można w takich wypadkach – jasno jest sprecyzowane, że gwarancja wygasa, gdy użytkownik używa materiałów eksploatacyjnych nieoryginalnych.

Te przykłady z życia wzięte pokazują, że z jakością różnie bywa i prawie zawsze jakość idzie w parze z ceną. Żyjemy w dobie Internetu. Bardzo łatwo możemy przeszukiwać całe jego zasoby znajdując infromacje, produkty, opinie i wykorzystajmy to, aby niepotrzebnie nie tracić naszych ciężko zarobionych pieniędzy na chłam produkowany w Chinach, sprowadzany na „kontenery”.

„Biednego nie stać na tanie buty”

PS. Wiem, że nawet Epson, HP czy inni producenci potrafią mieć zakłady produkcyjne w Chinach, na Filipinach czy w Indonezji, ale są fabryki i fabryki. Markowy producent nie może sobie pozwolić na produkowanie chłamu – wdraża w swoich fabrykach systemy jakości, wie z jakich kompenentów tworzyć np tusze, jakie powinny one mieć lepkość etc. Tamtego Epsona załatwiła jakość tuszy zamienników – takie po prostu robi się teraz nowoczesne dysze. Trochę jak z silnikami diesla z systemem Common Rail i ropą słabej jakości – zainteresowani wiedzą o co chodzi 🙂 Ale to już temat na inną okazję…

Pozdrawiam i zapraszam do dzielenia się za pomocą komentarzy swoimi przypadkami wątpliwej jakości różnych produktów.